Rockserwis.fm
Matecznik dźwięków niebanalnych
Przed chwilą
Za chwilę
Zaloguj się
O nas
Jak słuchać radia
Ramówka
Audycje
Ludzie
Co było grane
Podcasty
Gadżety
Wesprzyj nas
Wydarzenia
Koncerty
Recenzje
Relacje
Galerie

THE VINTAGE CARAVAN

Monuments

16.04.2021

Ocena:

autor:
Jakub Bizon Michalski

blog autora:

http://muzycznyzbawicielswiata.blogspot.com/

Długą drogę przebył zespół The Vintage Caravan od swoich skromnych początków w 2006 roku, gdy kilkunastoletni muzycy zakładali zespół w niespełna trzytysięcznej wiosce kilkanaście kilometrów od stolicy Islandii. Jaka jest szansa, że w takim miejscu powstanie zespół rockowy? A jaka, że ten zespół za kilkanaście lat będzie grał trasy koncertowe w całej Europie i ściągał na własne koncerty setki osób, a także towarzyszył tak znanym formacjom jak Europe czy Opeth przed wielotysięcznym tłumem? Pewnie gdyby wtedy ktoś powiedział tym młodym chłopakom, co ich czeka za 15 lat, popukaliby się znacząco w czoło. A jednak to prawda. 15 lat później jeden z założycieli formacji – wokalista i gitarzysta – oraz basista, który dołączył tuż po wydaniu pierwszej, wypuszczonej własnym nakładem płyty, w towarzystwie perkusisty, który do składu dołączył w 2015 roku, wydają piąty album i znowu zasłużenie będzie o nich głośno w rockowym światku.

Już w pierwszych minutach, w Whispers, trio serwuje swój numer popisowy, czyli gęste granie, ale w towarzystwie wpadającej w ucho melodii i refrenu, który zostaje w głowie. To prosta formuła, ale doskonale się sprawdza w przypadku wielu zespołów i The Vintage Caravan niewątpliwie do nich właśnie należy. Mocne łojenie, choć z łagodnym początkiem i przyjemną, niemal jazz-rockową instrumentalną wycieczką w środku, mamy w Crystalized. Trochę więcej przestrzeni pojawia się momentami w Can’t Get You off My Mind i choć rockowego czadu tu nie brakuje, to kolejny niezwykle chwytliwy numer, który spokojnie może aspirować do miejsca na rockowych listach przebojów. Ciekawie zmieniają panowie obrany początkowo kierunek w Dark Times (kapitalnie pulsuje tu bas, ale przede wszystkim to zwolnienie w drugiej połowie i lekkie połamanie schematu sprawiają, że utwór staje się dużo bardziej interesujący), ale już This One’s for You przynosi oczekiwaną chyba jednak zmianę, bo byłbym nieco zawiedziony, gdyby przez pełną godzinę łoili na maksa tylko z okazjonalnymi zwolnieniami w trakcie utworów. Tu jest niezwykle spokojnie, subtelnie, intymnie w zasadzie. Delikatna gitara, równie delikatny wokal, piękny klimat. Prosto i ładnie.

Forgotten – jeden z dwóch zdecydowanie najdłuższych numerów na płycie – zaczynają z taką werwą i impetem, jakby chcieli po tym spokojnym przerywniku przypomnieć wszystkim jak najszybciej, że zazwyczaj grają właśnie tak – intensywnie, z energią i polotem. Jak to w tak długim utworze, mamy tu rozwiniętą partię instrumentalną i muszę przyznać, że kompletnie nie czuć tego, że kompozycja trwa powyżej ośmiu minut. Choć i tak z tych dwóch ośmiominutowców wolę ten drugi, ale o tym za moment. Wcześniej zespół też nieco żongluje klimatem, bo Sharp Teeth to rzecz z tych mocniejszych, Hell z kolei mimo dynamiki natychmiast wpada w ucho, a Torn in Two oraz Said & Done to znowu mieszanka przyjemnego, klasycznie rockowego łomotu z fragmentami nieco łagodniejszymi i przyjemnym bujaniem w refrenie. I choć są to dobre numery, bledną nieco w zestawieniu z Clarity, które płytę zamyka. Tu jest w zasadzie wszystko, co najlepsze w muzyce The Vintage Caravan. Delikatny, akustyczny początek, piękne bujanie, niezwykle przyjemny kosmiczny odlot, narastanie napięcia, rockowy wybuch, a następnie spokojne dotarcie do mety. To mocny kandydat do czołówki moich ulubionych tegorocznych utworów, a także być może najbardziej udana kompozycja w dotychczasowej historii tej grupy.

foto: Jakub "Bizon" Michalski Niby The Vintage Caravan nie robią jakichś olbrzymich kroków naprzód – trudno powiedzieć, żeby ich każda nowa płyta była wielkim postępem na jakimkolwiek polu w stosunku do płyty ją poprzedzającej – a jednak za każdym razem coś podkręcają, coś udoskonalają, w czymś robią pewien postęp, który być może zauważalny staje się dopiero, gdy zestawi się obok siebie album nowy z jednym z tych pierwszych. Na najwcześniejszych albumach słychać było wielki entuzjazm, spore już umiejętności, ale też nie dało się ukryć, że to młode łebki, które lecą na młodzieńczej brawurze. Już od płyty poprzedniej wyraźnie słychać dojrzały zespół, który wie, dokąd zmierza. Monuments jest tego kolejnym potwierdzeniem. To niewątpliwie jedna z najlepszych współczesnych formacji rockowych na naszym kontynencie.

Używamy plików cookies w celu ułatwienia korzystania z naszej strony.

Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich wykorzystywanie.