Rockserwis.fm
Matecznik dźwięków niebanalnych
Przed chwilą
Za chwilę
Zaloguj się
O nas
Jak słuchać radia
Ramówka
Audycje
Ludzie
Co było grane
Podcasty
Gadżety
Wesprzyj nas
Wydarzenia
Koncerty
Recenzje
Relacje
Galerie

RAMMSTEIN

Zeit

29.04.2022

Ocena:
★★★★★★★★★★

autor:
Sławomir Orski

Miał być koniec kariery, a tu niemiecki Rammstein nie tylko powrócił po 10 latach ciszy, ale trzy lata później funduje właśnie kolejny album zatytułowany Zeit. Czas. Czas przemija, wraz nim młodość, ale po muzykach tego nie widać. Łoją jak należy, a w końcu o to tutaj chodzi. Zachwycałem się tym powrotem w 2019 roku, bo album Rammstein z zapałką na okładce był nie tylko niespodziewany, ale zwyczajnie świetny, bogaty muzycznie i brzmieniowo. Rozpalał emocje oferując kilka hitów i doskonały kompromis między rockowym mięchem i przebojową melodyką. Plus dopracowane teledyski, które zawsze były i nadal są mocną stroną zespołu. Czy można to przebić? Byłoby trudno, ale to przecież żaden wyścig. Jaki jest koń, każdy widzi. Jaki jest Rammstein, każdy słyszy. Panowie prochu nie wymyślą i wcale nie muszą, wystarczy, że napiszą kilka kolejnych hitów opartych na riffach, które wszyscy doskonale znamy, i karuzela kręci się dalej. Dokładnie to zrobili na nowej płycie.

Od razu na starcie napiszę, że nie znajdziecie tu tak misternie budowanej kompozycji jak Deutschland, takiego hitu jak Radio ani zwiewnej ballady jak Diamant. Nie ma takiej różnorodności jak na poprzedniku. Nowa płyta jest za to cięższa, bardziej gitarowa, przez to bardziej spójna, i mnie to bardzo odpowiada. Nie ma zupełnie nietrafionych utworów (a na Zapałce były). Coś za coś. A poza tym wszystko się zgadza. Dla zwolenników rytmicznych hitów jest Giftig i przede wszystkim wydany na jednym z singli Zick Zack, opatrzony groteskowym teledyskiem wyśmiewającym przesadne operacje plastyczne, zmorę naszych czasów. Muzycznie to trochę takie industrialne disco, ale hicior kapitalny i z pewnością kolejny koncertowy klasyk. Warto dodać, że świetny klip (jak zwykle w przypadku Niemców to klasa sama w sobie) został nagrany w warszawskim teatrze Sabat Małgorzaty Potockiej. Miłośników typowego rammsteinowego mięcha ucieszy prowadzony ciężkim riffem Angst, z narastającym napięciem i wszechobecnym tytułowym strachem przed Czarnym Ludem (teledysk to potęguje, wręcz wgniata w fotel), uzależniający OK (przy czym ten skrót jest daleki od klasycznego znaczenia – piosenka traktuje o seksie bez zabezpieczeń, czyli Ohne Kondom), i nieco bardziej frywolny, zaczynający się od dźwięków orkiestry dętej (po co?) Dicke Titten (czyli Grube cycki, albo po naszemu Wielkie balony, które kobieta „musi posiadać, a wcale nie musi być ani piękna, ani mądra, ani bogata”). Nigdy nie przykładałem wielkiej wagi do tekstów Rammstein, ale na tym polu ich autor i zarazem wokalista Till Lindemann ma wiele do powiedzenia, bo oprócz zabawy i żartu porusza też poważne tematy, oczywiście w kontrowersyjny i odważny sposób. Tak jest w utworze Schwarz z delikatnym, fortepianowym podkładem, którego bohater odnajduje szczęście jedynie w ciemnej nocy. Tak jest w nagraniu Meine Tränen opowiadającym o okrutnej starej matce, która wciąż traktuje syna jak dziecko, bije go i nie pozwala mu płakać (tytułowe łzy może uronić tylko jej śmierci). Tak jest wreszcie w piosence Zeit z obolałym barytonem Tilla, który opowiada o ulotności i przemijaniu, a rozpaczliwe przesłanie „Bitte bleib stehen, bleib stehen” („Proszę, zatrzymaj się, zatrzymaj się”) przyprawia o ciarki. Podobnie jak genialny symboliczny teledysk. Te nagrania mają w sobie coś magicznego, to właśnie one „robią” ten album. Nie będą hitami, ale pokazują wielkość Niemców. Niby ballady, ale z jakim wykopem. Pełne patosu i mroku tworzą fascynujący muzyczny krajobraz. Zeit wydano na pierwszym singlu promującym album i raczej nie był to dobry wybór. To nie materiał na radiowy hit, chociaż sama piosenka jest absolutnie przepiękna.

Warto wspomnieć o jeszcze dwóch utworach spinających klamrą omawiane wydawnictwo, utrzymanych w podobnym klimacie co te trzy wymienione wyżej. Armee der Tristen już na początku doskonale obrazuje, czego można się spodziewać dalej. Syntezator, chóry, marszowy rytm, rwany riff w refrenie, to klasyczny Rammstein z najlepszych czasów. A na sam koniec płyty piosenka o adekwatnym tytule Adieu. Ciężka, sunąca niczym walec, z wyrazistym refrenem i ponurym tekstem traktującym o ostatniej drodze człowieka i jego duszy („Adieu, Goodbye, Auf Wiedersehen, Die Zeit mit dir war schön”). Genialne zakończenie świetnego, bardzo dojrzałego albumu. Mam nadzieję, że to nie jest definitywne pożegnanie zespołu ze słuchaczami, bo wiele osób tak właśnie interpretuje tekst. Szkoda by było, bo Rammstein w takiej formie nie ma prawa odejść. Doceniam nową muzykę i czekam na więcej za dwa, trzy lata. Do zobaczenia za miesiąc na Stadionie Narodowym w Warszawie.

Używamy plików cookies w celu ułatwienia korzystania z naszej strony.

Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza zgodę na ich wykorzystywanie.